24 kwietnia Włodzimierz Kalicki przypomina o tragicznym wydarzeniu, które 45 lat temu miało miejsce w Sztokholmie w niemieckiej ambasadzie:

Późny ranek. W federalnym więzieniu Stammheim w Stuttgarcie ekipa robotników nieśpiesznie wznosi ostatnie metry masywnej ściany. Wewnątrz więziennych murów zbudowana została odosobniona hala, w której wkrótce zacznie się proces ponad 20 niemieckich terrorystów z grupy kierowanej przez Andreasa Baadera i Ulrike Meinhof. Czasu do rozpoczęcia procesu nie zostało wiele, więc ramię w ramię z murarzami uwijają się akustycy, regulujący już urządzenia nagłaśniające. Pomiędzy pracującymi przechadzają się policjanci z pistoletami maszynowymi pod pachą. Władze zarządziły nadzwyczajne środki ostrożności, bo i niezwyczajni przestępcy mają być tu sądzeni.

Pod koniec lat 60. młodzieżowa rewolta ogarnęła pół świata. Polityczne i obyczajowe protesty pokolenia 20-latków wstrząsały dziesiątkami, setkami miast po obu stronach żelaznej kurtyny. Jedne z najgwałtowniejszych miały miejsce w Berlinie Zachodnim. Elity polityczne Republiki Federalnej, lękające się wystawienia zachodnioniemieckiej demokracji na próbę przez radykalne protesty młodego pokolenia, zareagowały wściekłą przemocą. Demonstrujących studentów policja biła i aresztowała, na oślep, bez powodu. Policjant zastrzelił biorącego w demonstracji studenta Benno Ohnesorga, a sąd ostentacyjnie uwolnił funkcjonariusza od winy i kary. W tym klimacie radykalni aktywiści młodzieżowej rewolty: Ulrika Meinhof, Andreas Baader, Jan-Carl Raspe, Gudrun Ensslin, postanowili protestować – przede wszystkim przeciw wojnie w Wietnamie – czynnie. W kwietniu 1970 roku Baader i Ensslin podpalili 2 domy towarowe. Baader został aresztowany, ale Ulrike Meinhof zorganizowała uwolnienie go siłą z więzienia. Baader zbiegł na wolność, na miejscu napadu pozostał ciężko ranny policjant. W maju skrajnie radykalizująca grupa, którą Ulrike Meinhof nazwała Rote Armee Fraktion (Frakcją Czerwonej Armii), dokonała zamachów na 2 bazy amerykańskie w USA w Niemczech oraz na wydawnictwo Springera. Zginęło w nich 5 osób, 17 odniosło rany. Miesiąc później niemiecka policja aresztowała czołówkę RAF, w tym Baadera i Meinhof. Ale na wolności pozostali zdeterminowani, nieznani ich towarzysze. W lutym 1974 roku uprowadzili przewodniczącego CDU w Berlinie Petera Lorenza. Władze RFN przystały na żądania porywaczy i wymieniły uwięzionych 6 terrorystów na Lorenza. W więzieniach pozostało jeszcze 26 członków RAF, w tym Andreas Baader i Ulrika Meinhof.

Dochodzi południe. W Stammheim robotnicy kończą wreszcie stawiać mur. W niemieckiej ambasadzie w Sztokholmie kłębi się tłum interesantów, głównie Szwedów i Niemców. Jest tu teraz dobrze ponad 100 osób. 6 młodych Niemców wkracza do wydziału konsularnego. To 23-letni Siegfried Hausner, piroman, który już w szkole majstrował bomby, a potem działał w lewackim Kręgu Pracy Techniki Wybuchowej Socjalistycznego Kolektywu Partyjnego w Heidelbergu; 29-letnia Hanna-Elise Krabbe, która jako studentka też przeszła przez Socjalistyczny Kolektyw Partyjny SPK, 31-letni członek SPK Lutz Taufer, 23-letni urzędnik pocztowy Karl-Heinz Dellwo, 29-letni organizator protestów studenckich Bernhard-Maria Roessner i 29-letni syn milionera Ulrich Wessel. Przybysze wyciągają z toreb pistolety maszynowe i materiały wybuchowe. Terroryzują pracownika ambasady, o którym wiedzą, że ma klucze do górnych kondygnacji budynku. Napastnicy zatrzymują 11 osób, w tym ambasadora Stoeckera i attaché wojskowego ppłk. barona von Mirbacha, i zaczynają strzelać w powietrze. Tłum interesantów i reszta urzędników w panice rzucają się do ucieczki. 11 zakładników terroryści wiążą, kneblują i układają na podłodze trzeciego piętra ambasady. Kilkanaście minut później zjawia się szwedzka policja i obsadza parter. Jeden z napastników żąda, by policja natychmiast wycofała się, i grozi rozstrzelaniem attaché wojskowego. Ale policja nie opuszcza dolnych kondygnacji ambasady.

Kanclerz Helmut Schmidt, na wieść o ataku na ambasadę, natychmiast powraca do swego gabinetu w bońskim pałacu Schaumburg. Prezydent Walter Scheel skraca oficjalną wizytę we Francji, z Nadrenii-Westfalii przylatuje minister spraw zagranicznych Hans-Dietrich Genscher.

O 13.17 w sztokholmskim biurze niemieckiej agencji prasowej DPA odzywa się telefon. Jeden z okupantów ambasady wygłasza komunikat: „Komando »Holger Meins« wzięło do niewoli członków ambasady, aby uwolnić jeńców w Niemczech Zachodnich. Jeżeli policja zaatakuje, budynek zostanie wysadzony za pomocą 15 kg dynamitu”. (Meins był anarchistą, który po długotrwałej głodówce zmarł niedawno w zachodnioniemieckim więzieniu). Terroryści RAF nie blefują: instalują materiały wybuchowe w pokoju ambasadora Stoeckera i układają kabel zapłonowy pod dywanem. Wkrótce potem znów żądają wycofania policji – w ciągu 2 minut. Policja pozostaje na miejscu.

Terroryści rozkazują baronowi von Mirbach zejść piętro niżej. Gdy attaché ze związanymi rękami wchodzi do przedsionka, strzelają z góry. W plecy. Pociski trafiają Andreasa von Mirbacha w głowę, w plecy i w nogę. Po długiej zwłoce terroryści zezwalają na wyniesienie ofiary. 2 szwedzcy policjanci rozebrani do kaleson na znak, że nie są uzbrojeni, zwlekają von Mirbacha na parter. Wkrótce potem attaché umiera.

Jest 15.30, gdy w biurze DPA znów dzwoni telefon. Jeden z napastników przekazuje oficjalne żądania: wypuszczenie 26 terrorystów RAF, pozostających w niemieckich więzieniach, w tym Andreasa Baadera, Ulrike Meinhof, Gudrun Ensslin i Jana-Carla Raspego.

Wieczorem zbiera się niemiecki sztab kryzysowy: członkowie rządu federalnego, premierzy rządów krajowych, szefowie wszystkich, także opozycyjnych, partii politycznych. Kanclerz Schmidt stwierdza: „Cały mój instynkt mówi mi, że nie wolno nam ustąpić”. Wszyscy są za. O 19.00 kanclerz telefonicznie informuje o decyzji premiera Olofa Palmego. Ruszają przygotowania do planowanego na północ szturmu. Dodatkowi snajperzy zajmują pozycje, skrycie podjeżdża samochód pancerny z miotaczem gazu usypiającego K-62. O 22.30 jeden z okupujących ambasadę pyta o attaché gospodarczego. Podnosi się dr Hillegaart. Terroryści wyprowadzają go i przy oknie strzelają doń 3 razy. Zwłoki attaché zwisają z okna.

13 minut przed północą – godziną ataku – w ambasadzie rozlega się silny wybuch. To napastnicy przez nieuwagę detonują swój ładunek. Podmuch rzuca otaczających budynek policjantów na ziemię. Płomienie ogarniają trzecie piętro. Siła wybuchu wyrzuca przez okno na trawnik jednego z terrorystów. W ciągu paru minut umiera. 2 inni napastnicy RAF też wylatują przez okna, ale, choć ranni, żyją. Z morza płomieni wyłania się ciężko poparzony ambasador Stoecker, któremu udało się uwolnić z więzów. Za nim idzie 3 napastników. Porzucili broń i udają zakładników, ale policja rozpoznaje ich i aresztuje. Straż pożarna, przygotowana do asekurowania szturmu o północy, błyskawicznie wdziera się na płonące piętro i ratuje resztę poranionych, poparzonych zakładników.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.