Nie długo Polacy cieszyli się wolnością po uchwaleniu „Konstytucji 3 maja”. Pożegnali się z nią 23 lipca 1792 roku. W. Kalicki tak wspomina tamte wydarzenia:

Sesja Komisji Skarbowej trwa w najlepsze, gdy na salę wślizguje się posłaniec od króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wywołuje podskarbiego nadwornego litewskiego Antoniego Dziekońskiego – król wzywa na nadzwyczajną naradę. Umyślni rozjeżdżają się po Warszawie z zaproszeniami monarchy na Zamek Królewski do wszystkich obecnych w Warszawie dostojników najwyższych władz Rzeczypospolitej. Wezwania króla zaskakują ich, choć nie powinny. Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie. Wojna z Rosją w obronie Konstytucji 3 maja idzie kiepsko. W Warszawie wszyscy upatrują szansy dla kraju w negocjacjach z Katarzyną II. Król niedawno wysłał do niej list z propozycjami kompromisu. Polscy politycy od miesiąca czekają na odpowiedź carycy.

Tylko garstce zaufanych polityków Stanisław August wyjawił poprzedniego dnia, że list Katarzyny II właśnie do niego dotarł. Caryca za nic ma propozycje króla – żąda, by niezwłocznie przystąpił on do konfederacji targowickiej i wspólnie ze zdrajcami zniweczył Konstytucję 3 maja.

Załamany, przerażony król postanowił bezwarunkowo skapitulować.

W gabinecie Stanisława Augusta na Zamku Królewskim na wezwanych czekają już monarcha i jego dwaj bracia: ksiądz prymas Michał Poniatowski i były podkomorzy koronny Kazimierz Poniatowski.

Naradę zaczyna Stanisław August, odczytując list od Katarzyny II.

Wrażenie jest piorunujące.

Stanisław August kuje żelazo, póki gorące. Kategorycznie stwierdza, że wojna jest przegrana, Rosjanie lada dzień zmiażdżą nasze wojska w polu, a jeśli nawet nie, to nieunikniona a rychła interwencja wielkiej armii pruskiej zmiecie polskie oddziały. Na dobitkę w skarbie pustki zupełne. Jedyna zatem szansa – zdać się na łaskę Katarzyny II, nie czynić niczego, co mogłoby wprawić ją w zły humor.

Wszystko to nieprawda.

W trakcie niezbyt udanej kampanii ostatnich miesięcy polscy dowódcy z wolna nabierali doświadczenia, świetnie sprawowała się artyleria. Polskie armie, choć rozproszone na wielkich przestrzeniach, nie pozwoliły się pokonać – zadając w kilku bitwach dotkliwe straty Rosjanom, wycofały się pod Warszawę. Żołnierze ogarnięci patriotycznym zapałem chcą się bić. Teraz skoncentrowane wojsko ma wręcz przewagę nad podzieloną na dwa zgrupowania armią rosyjską. Co więcej – Katarzyna II nie ma strategicznych rezerw, które mogłaby szybko rzucić na Warszawę. Król pruski zaś właśnie przed kilkoma godzinami przekroczył Ren i w Koblencji czeka na ofensywę swej armii przeciw rewolucyjnej Francji. Prusy nie mają teraz sił, by serio zagrozić Polsce.

Polska ma szanse na zwycięstwa w polu i na umiarkowany sukces w negocjacjach pokojowych z Katarzyną II. Ale Stanisław August stchórzył i za wszelką cenę chce kapitulować.

Zdradziecki zamiar Stanisława Augusta wspierają prymas i marszałek wielki koronny Michał Mniszech.

 – Nie znam innej konfederacji nad warszawską i przeto, chociażby druga jakowa miała poparcie pięciu monarchów, nie jest legalna – broni gniewnie konfederacji warszawskiej, czyli sejmowej, jeden z przywódców obozu reform marszałek nadworny litewski Ignacy Potocki.

Ripostuje mu kanclerz Jacek Małachowski, potem także podskarbi wielki litewski Ludwik Tyszkiewicz i minister spraw zagranicznych Joachim Chreptowicz – wszyscy oni są przeciw obronie Konstytucji 3 maja, a za przystąpieniem króla do Targowicy.

Gdy głos zabiera podkanclerzy Hugo Kołłątaj, jeden z przywódców stronnictwa patriotycznego, wszyscy obecni w gabinecie królewskim oczekują namiętnej obrony konstytucji i ataku na Targowicę. Kołłątaj tymczasem wzywa króla: „Dziś jeszcze, Miłościwy Panie, przystąpić potrzeba do konfederacji targowickiej, nie jutro: każdy moment jest drogi, bo krew go Polaków oblewa”.

Nieoczekiwane zaprzaństwo Kołłątaja wprawia w osłupienie zwolenników obrony konstytucji, ale nie poddają się łatwo. Podskarbi nadworny koronny Tomasz Ostrowski prosi Stanisława Augusta, by poszedł w ślady króla Jana Kazimierza w czasach szwedzkiego potopu: najpierw niech zorganizuje partyzantkę przeciw rosyjskim najeźdźcom, a w razie klęski ostatecznej niechaj uchodzi na emigrację do Austrii. Król mętnie wywodzi, iż nie jest to teraz możliwe.

W końcu Stanisław August zauważa histerycznie:

 – Co tu mówić, imperatorowa przypomina mi pacta conventa, których ostatni artykuł najuroczyściej zastrzega, że najmniejsze naruszenie praw uwalnia poddanych moich od przysięgi. Eo ipso może mię nie uznać królem.

 – Naród uznaje Waszą Królewską Mość swym panem – odpowiada poważnie podskarbi Ostrowski.

 – A konfederacja targowicka czy się także nie mieni być narodem? – wtrąca się prymas Poniatowski.

 – Buntownicy nie należą do narodu – ucina ze wzgardą milczący do tej pory marszałek Kazimierz Nestor Sapieha. Obecni spoglądają na siebie z zaskoczeniem. Sapieha, będąc siostrzeńcem jednego z przywódców Targowicy Ksawerego Branickiego, uchodzi za człowieka zaprzedanego Rosji. Nieraz opinię tę utwierdzał praktycznie, głosując w Sejmie przeciw reformom uznawanym przez siebie za sprzeczne z duchem narodu polskiego.

Ani spięcie z Sapiehą, ani prośby i zaklinania Ignacego Potockiego, marsz. Stanisława Małachowskiego, podskarbiego Ostrowskiego, marsz. Stanisława Sołtana, by nie poddawać się haniebnie, nie zdawać na wolę carycy, lecz walczyć, a dopiero walcząc, negocjować z Katarzyną II, nie zdają się na nic. Król twardo optuje za przystąpieniem do konfederacji zdrajców. Wreszcie zaczyna się głosowanie. Za przystąpieniem króla do konfederacji targowickiej są oczywiście prymas, Mniszech, Tyszkiewicz, Jacek Małachowski, Chreptowicz – pozbawione elementarnego rozumu posłuszne popychle carskiego posła Bułhakowa w Warszawie – oraz Dziekoński. I ten, którego w obozie haniebnych kapitulantów nikt się nie spodziewał ujrzeć – Hugo Kołłątaj.

Przeciw są Potocki, Sołtan, Ostrowski, Stanisław Małachowski. I Sapieha!

Ten karciarz, hulaka, obrońca sarmackiego ducha, krytyk Konstytucji 3 maja mówi do króla wzruszonym, łamiącym się głosem: „Wasza Królewska Mość często nazywałeś mię niepoprawnem ladaco. Zobaczymy, czy słusznie. Nadto kocham moją ojczyznę i szanuję świętość przysięgi, ażebym się mógł łączyć z tą konfederacyą dążącą do obalenia tej Ustawy konstytucyjnej, którąśmy wszyscy uchwalili i zaprzysięgli”.

Szlachetny sprzeciw Sapiehy niczego jednak nie zmienia, zwłaszcza że dzięki zdradzieckiej zmianie frontu przez Kołłątaja siedmiu uczestników narady jest za kapitulacją i przystąpieniem króla do Targowicy, przeciw zaś – jedynie pięciu.

Stanisław August wynik głosowania przyjmuje z ulgą. Król jest politykiem marnym, ale inteligentnym – świetnie rozumie, że głosowanie to będzie mógł spożytkować dla wybielania swej haniebnej zdrady. Oto najważniejsi dostojnicy byli za zdaniem się na łaskę carycy, monarcha zaś tylko zastosował się do ich rady…

Goście wychodzą z gabinetu w ponurym nastroju. Wszyscy rozumieją, że to dzień największej w polskich dziejach hańby: przed chwilą głosami samych Polaków ojczyzna przestała być suwerennym państwem. Marsz. Ignacy Potocki jeszcze przy drzwiach powtarza królowi, że nie wolno poddawać się, trzeba walczyć, ale sam już nie wierzy w te perswazje: w progu oddaje Stanisławowi Augustowi laskę marszałkowską i zapowiada, że jutro złoży formalną dymisję z urzędu marszałka wielkiego litewskiego.

Marsz. Stanisław Małachowski nieraz publicznie wypominał Kazimierzowi Nestorowi Sapiesze jego niecną postawę i ciasne poglądy, nie utrzymywał z nim stosunków towarzyskich. Teraz jednak, przy drzwiach królewskiego gabinetu, podchodzi do Sapiehy, wyciąga dłoń i mówi: „Mości książę, szlachetny twój postępek przed chwilą stawia cię w rzędzie prawych obrońców konstytucji i do nas należysz, a należąc, będziesz musiał – podobnie jak i my – kraj opuścić. Powiedz mi bez ogródki, w jakim stanie Twoja kasa? Czy masz jakie fundusze, żeby się utrzymać za granicą?”.

Czcze pytanie – wszyscy przecież wiedzą, iż Sapieha od dawna po uszy tonie w karcianych długach.

 – Goły jestem jak święty turecki – przyznaje książę.

 – W takim razie pozwolisz mi, ażebym zastąpił twego kasyera? – prosi Małachowski.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.