Od 4 do 7 czerwca 1942 roku rozgrywała się strategiczna dla losów II wojny światowej na Pacyfiku bitwa o Midway. Wydarzenia, które dziś przypomina nam W. Kalicki rozegrały się dokładnie 5 czerwca 1942 r.:

Ledwie mija północ, nad potężnym japońskim lotniskowcem „Hiryu” („Latającym Smokiem”) pojawiają się amerykańskie latające fortece, startujące z lotniska na wyspie Midway. Nie muszą długo szukać przeciwnika. Noc jest księżycowa, widoczność doskonała, a cesarski okręt od dziobu do rufy trawią pożary – to skutek ataku dokonanego poprzedniego dnia, 10 godzin temu, przez bombowce nurkujące z amerykańskiego lotniskowca „Yorktown”. Cztery ciężkie bomby zamieniły „Hiryu” w płonący wrak. Do kadłuba wdarło się kilka tysięcy ton wody i lotniskowiec przechylił się aż 15 stopni na burtę. Pompy przestały pracować, ster także. Rozpaczliwe próby drużyn awaryjnych dotarcia do odciętej, unieruchomionej maszynowni spełzły na niczym. Piloci amerykańskich superfortec mają sytuację tak komfortową jak na ćwiczeniach. Bombardują doskonale widoczny, nieruchomy cel, którego nikt nie broni – pozbawione amunicji stanowiska armat przeciwlotniczych na lotniskowcu stoją w płomieniach.

W ciągu niespełna siedmiu godzin Amerykanie zamienili cztery wielkie lotniskowce cesarskiej floty w gigantyczne pochodnie, zniszczyli niemal 300 samolotów z najlepszymi japońskimi pilotami. Decydująca bitwa wojny na Pacyfiku zakończyła się katastrofalną klęską Japonii.

Do tego gigantycznego starcia dążyli Japończycy. Gdyby Amerykanie nie złamali szyfru cesarskiej floty i gdyby nie błędy japońskiego dowództwa w planowaniu operacji pod Midway, strategiczne zwycięstwo cesarskiej floty było bardzo prawdopodobne.

Po zaskakującym ataku na Pearl Harbor japońskich samolotów startujących z lotniskowców w grudniu zeszłego roku i zniszczeniu lwiej części stacjonujących tam ciężkich okrętów amerykańskich flota lotniskowców wiceadm. Nagumo zdemolowała przed dwoma miesiącami siły brytyjskie na Oceanie Indyjskim. Potem Japończycy uderzyli na południe. Przed miesiącem starli się z Amerykanami na Morzu Koralowym. To była bitwa pod dwoma względami przełomowa. Po raz pierwszy w historii ciężką walkę stoczyły dwie floty, których żaden marynarz nie dostrzegł z pokładu okrętu przeciwnika. Śmiertelne ciosy zadawały na dystans samoloty startujące z lotniskowców. Amerykanie i Japończycy stracili po jednym wielkim lotniskowcu. Nierozstrzygnięta bitwa na Morzu Koralowym w istocie była porażką floty cesarskiej. Jej naczelny dowódca adm. Isoroku Yamamoto zdecydował się zmiażdżyć flotę Stanów Zjednoczonych w wielkiej walnej bitwie. Jego plan przewidywał uderzenie ogromnej Połączonej Floty, w skład której wchodziła flota lotniskowców i okrętów liniowych, na amerykański atol Midway, najbardziej na zachód wysuniętą część łańcucha Wysp Hawajskich. Od Tokio dzieli Midway 4060 km, od San Francisco – 6850. Midway, określane też jako „strażnik Hawajów”, ma dla Stanów Zjednoczonych tak wielkie znaczenie strategiczne, że japońskiego ataku nie mogła zignorować amerykańska Flota Pacyfiku. I o to chodziło adm. Yamamoto. Miażdżąca przewaga jego Połączonej Floty, w której znalazł się świeżo wprowadzony do służby, największy na świecie superpancernik „Yamato”, mogący ostrzeliwać wszystkie okręty świata, pozostając poza zasięgiem ich dział, dawała nadzieję na zniszczenie wywabionych z Pearl Harbor amerykańskich lotniskowców. Japońskie siły morskie wydzielone do tej operacji liczyły 200 okrętów o łącznym tonażu 1,5 mln ton – ich załogi to ponad 100 tys. marynarzy. Przed bitwą na lotniskowcach znajdowało się 700 samolotów.

Wszystko jednak poszło całkiem inaczej, niż planował adm. Yamamoto. Amerykanie, znając plany floty cesarskiej, przerzucili w rejon atolu Midway trzy duże lotniskowce: „Yorktown”, „Hornet” i „Enterprise”. Przed dwoma dniami rozpoznawczy wodnosamolot US Navy wykrył skradającą się w stronę Midway flotę wroga. Natomiast dowódca japońskich lotniskowców wiceadm. Nagumo nie miał żadnych informacji o położeniu i zamiarach Amerykanów. Zaryzykował i nakazał atak bombowców na Midway. Po zbombardowaniu instalacji wojskowych na atolu japońskie lotniskowce – zaskoczone w trakcie tankowania i uzbrajania własnych, wracających z akcji samolotów – nie sprostały atakom amerykańskich bombowców. W płomieniach stanęła duma cesarskiej floty, ogromne „Kaga” i „Akagi”, mające po 90 samolotów. Eskadra bombowców nurkujących z USS „Yorktown” w parę minut zamieniła w płonący wrak nieco mniejszy lotniskowiec „Soryu”.

Japońskiej flocie pod Midway pozostał tylko jeden lotniskowiec – „Hiryu”.

Zanim amerykańskie samoloty pojawiły się nad lotniskowcami wroga, Japończycy ustalili położenie „Yorktowna” i w jego kierunku wystartowało kilkadziesiąt samolotów z czerwonymi kołami wschodzącego słońca na skrzydłach. Gdy japońscy piloci zaatakowali „Yorktowna”, bombowce amerykańskie właśnie zamieniały ich macierzyste okręty w płonące wraki. Dwie torpedy i trzy bomby, z których jedna wleciała do komina i zdemolowała kotłownię, obezwładniły amerykański okręt. „Yorktown” był pochylony bardzo mocno na burtę, unieruchomiony, pozbawiony energii elektrycznej, spowity dymami pożarów, ale w powietrzu znajdowało się jeszcze 10 jego bombowców. Wraz z tuzinem maszyn z innego lotniskowca nadleciały one nad „Hiryu”, tuż po tym, gdy wylądowały na nim samoloty, które zbombardowały „Yorktowna”.

Parę minut później ich bomby zamieniły „Hiryu”, ostatni lotniskowiec wiceadm. Nagumo, w stos ofiarny.

„Yorktown” i „Hiryu”, które niczym walczące skorpiony zadały sobie wzajem śmiertelne ciosy, skazane są na zagładę.

Wczoraj, po godz. 15.00, 2270 marynarzy opuściło pokład płonącego „Yorktowna”. Amerykanom, którzy wiedzieli już, że wygrali decydującą bitwę, dopisywał humor. Marynarze, unosząc się na falach, podnosili kciuki w charakterystycznym nowojorskim geście i krzyczeli do łodzi ratunkowych: „Taxi! Taxi!”. Opuszczony „Yorktown”, pochylony pod kątem 25 stopni, wbrew wszelkim przewidywaniom nie przewrócił się jednak. Pożary wygasły i ciemny olbrzym dryfował przez noc.

Krótko po północy przyszedł czas na opuszczenie płonącego „Hiryu”. O wpół do trzeciej w nocy kontradm. Tamon Yamaguchi, dowodzący dywizjonem lotniskowców składającym się z „Hiryu” i siostrzanego „Soryu”, poleca dowódcy okrętu zebrać wszystkich ocalałych członków załogi. Przed bitwą adm. Yamaguchi jako jedyny wysoki oficer floty krytykował plan ataku na Midway, a w czasie bitwy bezskutecznie domagał się podjęcia decyzji, które zapewne pozwoliłyby pokonać Amerykanów. Żaden ze zwierzchników go jednak nie posłuchał. Teraz przez megafony ogłasza: „Jako dowódca tego dywizjonu lotniskowców jestem wyłącznie odpowiedzialny za stratę »Hiryu« i »Soryu«. Pozostanę na pokładzie do końca. Wam rozkazuję opuścić okręt i nadal lojalnie pełnić służbę dla Jego Cesarskiej Mości”. Potem kontradm. Yamaguchi zdejmuje czapkę admiralską i wręcza ją na pamiątkę swemu adiutantowi kmdr. Ito. Kmdr Ito w rewanżu podaje admirałowi kawałek płótna, którym jego dowódca ma przywiązać się do pomostu. Niedobitki marynarzy opuszczają banderę. Samurajski obyczaj wymaga wypicia przed honorowym samobójstwem pożegnalnego toastu czarką sake. Na płonącym od wielu godzin lotniskowcu próżno by szukać sake i czarek. Adm. Yamaguchi wypija toast z oficerami sztabu zwykłą wodą z kubka. Uwielbiającym go oficerom sztabu, którzy proszą o zgodę pójścia z nim na dno oceanu, kontradmirał rozkazuje ratować się. Pozostaje przy nim dowódca „Hiryu” kmdr Tomeo Kaku – dowódcy tonącego okrętu nawet admirał nie może odmówić prawa do popełnienia honorowego samobójstwa.

Oficerowie sztabu bardzo szanują kontradm. Yamaguchi – prawdę mówiąc, w korpusie oficerskim floty jest on powszechnie uważany za najwybitniejszego japońskiego dowódcę morskiego wysokiego szczebla – i jeszcze raz próbują go namówić, by ocalił swe życie.

 – Księżyc tak jasno świeci na niebie – odpowiada kontradmirał.

To zamyka usta proszącym oficerom.

Niedobitki załogi opuszczają pokład. Krótko po 5.00 dwa japońskie niszczyciele wystrzeliwują w stronę „Hiryu” salwę torped – to cios łaski. Ale „Hiryu” nie chce tonąć. Przez cztery godziny stoi nieruchomo, z kontradm. Yamaguchi i kmdr. Kaku przywiązanymi do pokładu bojowego. O 9.00 idzie wreszcie na dno.

Dwie godziny wcześniej adm. Yamamoto otrzymuje wiadomość od pilota samolotu rozpoznawczego o dryfującym, opustoszałym „Yorktownie” i wysyła okręt podwodny, by go zatopił.

Opracowano na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego „Zdarzyło się” wydanej w Krakowie 2014 roku przez wydawnictwo Znak Horyzont.